piątek, 26 czerwca 2015

Pierwszy klocek domino cz.1


Ta śliczna brunetka na pierwszym planie to mój pierwszy klocek domina. Zakupienie tej laleczki obudziło we mnie kolekcjonera. Wcale tego nie przeczuwałam, gdy wypatrzyłam ją na prawie pustej półce w sklepie sprzedającym starocie. Zwróciłam uwagę na burzę czarnych skudlonych włosów pośród skundlonych blondów. Przypomniałam sobie moje dziecięce pragnienie by posiadać lalkę Barbie brunetkę i wyszłam ze sklepu uboższa o cztery złote dzierżąc w ręce rozczochraną lakę. Po powrocie do domu postanowiłam rozczesać nieszczęsny kołtun.Zaczęłam szperać po Internecie i znalazłam kilka konkretnych porad jak to skutecznie uczynić. Oczywiście lakę kupiłam nagą więc kolejnym krokiem było uszycie jej stroju. Chciałam wiedzieć jak wyglądało jej fabryczne ubranie i znów pomógł mi Internet. Udało mi się zidentyfikować lalkę. Jestem niemal pewna że to Pocahontas Sun Colors z 1996 roku. Oryginalnie zapakowana lalka miała na sobie jasną sukienkę ze złotymi frędzelkami, na której pod wpływem słońca pojawiały się liście. 
Tak wygląda zapudełkowana Pocahontas - tutaj.

Zabieram Pocahontas na plener. W następnym poście zaprezentuje swoje nowiutkie ciuchy.

piątek, 19 czerwca 2015

Zabawki na pocztówki!

W latach osiemdziesiątych gdy byłam jeszcze małą dziewczynką i marzyłam o Barbie z Pewexu, posiadałam śliczną Krakowiankę z Cepelii. Nie była ona tak wysoka jak wymarzona Barbie, ale miała zgraną figurę. Mankamentem było też to że nie dało się jej przebierać. Długi jednak czas pełniła ona rolę zastępczą wspaniałej, acz nieosiągalnej Barbie. Nawet później gdy Barbie się pojawiła, mała Krakowianka pełniła rolę jej koleżanki. Pewnie dlatego nie przetrwała do dnia dzisiejszego. Nawet dobrze nie pamiętam jak wyglądała. 
Zaginiona Krakowianka kojarzy mi się z tymi poniżej, uwiecznionymi na starych pocztówkach.





 Kartki pochodzą ze zbiorów mojej mamy z lat 70. Te urocze laleczki fascynowały mnie od najmłodszych lat. Oglądałam je w nieskończoność. Bawiłam się wymyślając dla obrazków coraz to nowe historie.


A tu z kolei godny pożądania zestaw prezentów pod choinkę pewnie od Dziadka Mroza :). Świąteczna pocztówka z lat 70.


Uroczy Mikołaj z drewna i papierowa chatka.


Pocztówka z Rosji z grającymi na instrumentach psami zabawkami.

Nie mogło też zabraknąć rosyjskich niedźwiadków w uroczych ubrankach i plastikowego helikoptera.
A na koniec niezastąpione pluszaki.

piątek, 12 czerwca 2015

Zamiast początku

Na początku był Łysek. Łysek tak naprawdę nazywał się David "Salvo" Hasle i był figurką G.I..Joe w skali 3 3/4", ale wtedy tego nie wiedziałam. Łysek należał do moich braci, ale często wykradałam go z ich pokoju i budowałam mu bazę wojskową z klocków lego. Przez długi czas Łysek był moją ulubioną zabawką. Minęły lata. Biedny Łysek zagiął, a ja o nim zapomniałam. Łyska przywrócił mi mój mąż. Okazało się że jest posiadaczem sporej grupki G.I.Joe, w tym również Salvo. Figurki zostały cudem ocalone (za pośrednictwem mojej teściowej miały trafić do dzieci w rodzinie), na szczęście mój mężczyzna nie do końca jeszcze z nich wyrósł i przed wyjazdem na studia zezłomował je w starej pufie, gdzie "konserwowały" się w plastelinie. Trwały w tym stanie aż do niedawna, gdy nagle postanowiłam przywrócić je do życia. I tak na pierwszy ogień poszedł Łysek. 

Tak wyglądał Salvo po wyjęciu z pufy. Udało się wyszperać niektóre elementy z oryginalnego wyposażenia. Brązowy hełm; wyrzutnię rakietową niestety bez pocisków rakietowych; czarną teczkę. Brakuje Mine Layera (nie znam odpowiedniego polskiego tłumaczenia dla tego słowa, stawiać min jak proponuje słownik tutaj jakoś mi nie pasuje); oraz samych min.
Mój mąż usiłował zrobić z niego takiego dzieciecego OOAK używając lakieru do paznokci i markera. Jak mi wyjaśnił upodobnił go do  Darth Maula. 

 A tutaj Salvo już po zabiegach pielęgnacyjnych.


Na szczęście większość lakieru udało się usunąć przy pomocy zmywacza. Trochę trudności sprawił mi marker. Salvo, choć nie widać tego na zdjęciach, wciąż ma na buzi ciemne ślady.



Łysek, jako weteran dziecięcych wojen, zasłużył sobie na sesję w plenerze, ale na razie musi mu wystarczyć te kilka fotek na balkonie. Niestety aparat odmówił współpracy.