piątek, 12 czerwca 2015

Zamiast początku

Na początku był Łysek. Łysek tak naprawdę nazywał się David "Salvo" Hasle i był figurką G.I..Joe w skali 3 3/4", ale wtedy tego nie wiedziałam. Łysek należał do moich braci, ale często wykradałam go z ich pokoju i budowałam mu bazę wojskową z klocków lego. Przez długi czas Łysek był moją ulubioną zabawką. Minęły lata. Biedny Łysek zagiął, a ja o nim zapomniałam. Łyska przywrócił mi mój mąż. Okazało się że jest posiadaczem sporej grupki G.I.Joe, w tym również Salvo. Figurki zostały cudem ocalone (za pośrednictwem mojej teściowej miały trafić do dzieci w rodzinie), na szczęście mój mężczyzna nie do końca jeszcze z nich wyrósł i przed wyjazdem na studia zezłomował je w starej pufie, gdzie "konserwowały" się w plastelinie. Trwały w tym stanie aż do niedawna, gdy nagle postanowiłam przywrócić je do życia. I tak na pierwszy ogień poszedł Łysek. 

Tak wyglądał Salvo po wyjęciu z pufy. Udało się wyszperać niektóre elementy z oryginalnego wyposażenia. Brązowy hełm; wyrzutnię rakietową niestety bez pocisków rakietowych; czarną teczkę. Brakuje Mine Layera (nie znam odpowiedniego polskiego tłumaczenia dla tego słowa, stawiać min jak proponuje słownik tutaj jakoś mi nie pasuje); oraz samych min.
Mój mąż usiłował zrobić z niego takiego dzieciecego OOAK używając lakieru do paznokci i markera. Jak mi wyjaśnił upodobnił go do  Darth Maula. 

 A tutaj Salvo już po zabiegach pielęgnacyjnych.


Na szczęście większość lakieru udało się usunąć przy pomocy zmywacza. Trochę trudności sprawił mi marker. Salvo, choć nie widać tego na zdjęciach, wciąż ma na buzi ciemne ślady.



Łysek, jako weteran dziecięcych wojen, zasłużył sobie na sesję w plenerze, ale na razie musi mu wystarczyć te kilka fotek na balkonie. Niestety aparat odmówił współpracy.



2 komentarze:

  1. Takie zagubione i odkryte przypadkiem zabawki to niesamowita podróż do dziecięcych czasów. Ja ostatnio piwnicę przeszperałam i też odkryłam parę drobiazgów - nawet nie wiedziałam, że tam są.

    OdpowiedzUsuń
  2. ogromnie się cieszę, że mogłam odwiedzić Dom Emerytowanych Zabawek,
    gdzie jak widzę, miejsce też i dla prawdziwych weteranów się znalazło :)))

    cudownie, że Mąż zapuszkował kilka egzemplarzy - jeszcze fajniej, że udało
    Ci się doprowadzić Salco do stanu używalności :DDD

    OdpowiedzUsuń